Denari Sancti Petri – artykuł Daniela Nowaka


Zapraszam do przeczytania artykułu pióra Daniela Nowaka na temat świętopietrza. Dostępne dane o wielkościach tej daniny jakie płaciły poszczególne parafie w dawnej Polsce dają możliwości obliczenia stanu zaludnienia. W artykule zawarte zostały bardzo interesujące dane dotyczące „stanu dusz” w poszczególnych wspólnotach parafialnych dzisiejszego powiatu jasielskiego za czasów Kazimierza Wielkiego.
/ms/


Daniel Nowak
Denari Sancti Petri. O poborze Świętopietrza i zaludnieniu dekanatu zręcińskiego w XIV wieku.

Początki Świętopietrza w Polsce
Mianem Świętopietrza określić możemy daninę, jaką władca zobowiązywał się płacić Stolicy Apostolskiej w zamian za opiekę nad jego państwem. Do jej płacenia zobowiązani byli przez wiele wieków władcy Polski.
Jej początków należy szukać  w wydanym około 990 roku dokumencie Dagome iudex, w którym książę Polski Mieszko I poddał swoje ziemie opiece Stolicy Apostolskiej. Dokument ten nie mówi bezpośrednio o jakiejkolwiek daninie, jaką miałaby płacić Polska na rzecz swojego opiekuna, jednak stanowił on zaczątek zależności od Stolicy Piotrowej.  Dopiero w okresie późniejszym na dowód oddania rozpoczęto przesyłanie do Rzymu określonych kwot. Na pewno nastąpiło to przed rokiem 1138, a najbardziej prawdopodobnym początkiem Świętopietrza było panowanie Bolesława Chrobrego (992-1025). Fakt ten potwierdzają źródła między innymi list św. Brunona do króla niemieckiego Henryka II z 1008 roku oraz relacja kronikarza Thietmara z 1113 roku. [1] Potwierdza to również numizmatyka, gdyż w początkowym okresie panowania Bolesława I pojawiły się w obiegu denary z wyobrażeniem krzyża na rewersie oraz napisem SCS PETRI, co sugeruje, że były one przeznaczone do opłacania Świętopietrza.[2]
Początkowo Świętopietrze płacił władca przez przesłanie do Rzymu określonej kwoty pieniężnej. Denar składany w tym okresie miał charakter nie polityczny, ale dewocyjny i stanowił rodzaj ofiary. Stosunki te uległy zasadniczym zmianom w połowie XIII wieku. Synod wrocławski z 1248 roku odebrał kolektę Świętopietrza władcy i powierzył ją biskupom. Był to również okres starań ze strony państwa polskiego o kanonizację biskupa Stanisława ze Szczepanowa. Stolica Apostolska uzależniła tę kanonizację od uznania jej zwierzchnictwa na całym terytorium ówczesnej Polski. W 1253 roku wraz z kanonizacją Polska weszła w skład dominii Sancti Petri, a na znak zależności cała ludność kraju zobowiązana była płacić Rzymowi podatek zwany „Denarem świętego Piotra” (Denari Sancti Petri).[3]
Podstawy naliczana opłaty i metoda poboru
Początkowo Świętopietrze miało charakter podatku podymnego. Płaco 1 denara lub ćwiertlę owsa od każdego domostwa (dymu) lub rodziny w nim mieszkającej. Potem wartość ta wzrosła do 3 denarów lub sita owsa. Dopiero w wyniku reformy, jaka miał miejsce w 1318 roku nastąpiła zmiana charakteru opłaty z podymnego na pogłówne, czyli płacone od każdego członka rodziny oddzielnie.[4] Reforma ta nie wpłynęła w radykalny sposób na dochody papiestwa, gdyż w okresie tym przeciętna rodzina liczyła 3-4 osoby, co w sumie dawało przeciętnie 3 denary z jednego dymu. Z opłaty zwolnieni byli niewierni, dzieci poniżej 13 roku życia a wkrótce też szlachta osiadła i duchowni.
Świętopietrze pobierali plebani, każdy w swojej parafii. Płacono je raz w roku z okazji powszechnej komunii wielkanocnej. Pobrane pieniądze plebani przekazywali dziekanom lub archidziekanom, a ci zaś oddawali je w ciągu 30 dni, kolektorom. Korektorzy wraz z poborem opłaty wizytowali parafie oraz wystawiali kwity będące podstawą naliczania kwoty przez kolejne lata.
Pobór Świętopietrza został wstrzymany w latach 1551-1560. Zaś w 1556 roku zmarł ostatni kolektor Stanisław Borek, a pomimo zabiegów ze strony biskupów polskich, Stolica Apostolska nie powołała nowego. Wtedy też nuncjusz Juliusz Ruggiero zarządził zawieszenie poboru i nigdy do niego nie powrócono.
 Metoda szacowania zaludnienia poszczególnych parafii
Do naszych czasów zachowało się wiele rejestrów Świętopietrza. Szczególne znaczenie maja te z XIV wieku sporządzone przez kolektorów: Andrzeja de Verulis (Andrzej z Veroli, 1325-1330), Piotra de Alwernia (Piotr z Owernii, 1325-1334), Galharda de Carceribus (Galhard z  Carces 1334-1342), Arnolda de la Cancina (1344-1371) i Piotra syna Stefana (1373-74).[5] Stanowią on źródło informacji nie tylko na temat ówczesnych ilości parafii i kwot pobieranych dochodów, ale też dają podstawę do obliczenia przybliżonego zaludnienia poszczególnych parafii.
Zadania tego podjął się w 1930 roku Tadeusz Ladenberger w swym opracowaniu Zaludnienie Polski na początku panowania Kazimierza Wielkiego (Lwów 1930). Aby wyliczyć, zdaniem Ladenbergera, liczbę ludności w każdej z parafii należy najpierw ilość skojców przeliczyć na denary. W ówczesnym, małopolskim systemie pieniężnym 1 skojec dzielił się na 2 grosze, a te na 16 denarów. Wobec tego jeden skojec zawierał 32 denary i oznaczało to, że pobrano opłatę od 32 dorosłych osób. Do tej liczby dodać musimy liczbę osób nieobjętych obowiązkiem płacenia Świętopietrza, czyli dzieci poniżej 13 roku życia.  Według obliczeń dokonanych przez Ladenbergera, ale też na podstawie statystyk z późniejszych wieków, w dawnym społeczeństwie polskim było około 30% dzieci poniżej 13 roku życia.[6] Wynika więc z tego, że aby obliczyć zaludnienie danej parafii należy ilość pobranych skojców przeliczyć na denary a następnie pomnożyć przez 1,5.
Stosując taki system obliczeń możemy określić przybliżony stan zaludnienia ówczesnego dekanatu zręcińskiego, który swym zasięgiem obejmował cały dzisiejszy powiat jasielski oraz częściowo krośnieński i gorlicki.
Parafie dekanatu zręcińskiego i ich zaludnienie za panowania Kazimierza Wielkiego
Najstarszy rejestr Andrzeja de Verulis i Piotra de Alwernia (Piotr z Owernii) sporządzony w latach 1325-1327 roku podaje szczegółowe kwoty, pobranej od poszczególnych proboszczów dziesięciny oraz kwoty Świętopietrza. Wymienia on następujące parafie dekanatu zręcińskiego wraz z podaniem imion proboszczów:[7] 1) Zręcin (Idzrancino) –  Paweł, 2) Biecz (Beyzecz) – Rudolf, 3) Dominikowice (Dominkowicz), 4) Załęże (Zalanz)  – Andrzej, 5) Sławęcin (Slavancin) – Błażej, 6) Jasło (Iassol) – Szczepan, 7) Stary Żmigród (Antiquo Smigrod) – Mikołaj, 8) Szebnie (Seben) – Samson, 9) Klecie (Cleczicze) – Wawrzyniec, 10) Bieździedza (Bezdzeta) – Adam oraz 11) Nowy Żmigród (Novo Smigrod) – Bertold.
W późniejszym okresie pojawiają się jeszcze parafie w Mytarzu (Vitarza, Micharza, Micarza), Nienaszowie (Navossow), Łężynach (Lanzir, Landzini), Dębowcu (Damboviczal, Dambovidzial), Żarnowcu (Zarnovecz), Tarnowcu (Tarnovecz), Kołaczycach (Colaczicz), oraz Makowiskach (Macoviscz).
Od 1335 każda parafia płaciła mniej więcej tą samą kwotę Świętopietrza i właśnie na podstawie rejestrów z lat 1335-1371 najlepiej ocenić możemy stan zaludnienia dekanatu. Tabela poniższa pokuje stan zaludnienia sporządzony na podstawie rejestru z 1346 roku :[8]

Nazwa parafii Suma świętopietrza Liczba ludności Powierzchnia  w km2 Gęstość zaludnienia
Biecz 11 skojców, 16 denarów 552 osoby 90,00 km2 6,1 os./ km2
Bieździedza 24 denary 36 osób 30,0 km2 1,2 os./ km2
Dębowiec 9 skojców 432 osoby 53,6 km2 8,1 os./ km2
Jasło 10 skojców 480 osób 88,40 km2 5,4 os./ km2
Klecie z Kołaczycami 17 skojców, 16 denarów 840 osób 125,00 km2 6,7 os./ km2
Łężyny 1 skojec, 16 denarów 72 osoby 37,50 km2 1,9 os./ km2
Mytarz 2 skojce, 8 denarów 108 osób 6,00 km2 18,0 os./ km2
Nienaszów 4 skojce 192 osoby 21,50 km2 8,9 os./ km2
Sławęcin 10 skojców  480 osób 75,20 km2 6,4 os./ km2
Szebnie 5 skojców, 16 denarów 264 osoby 46,40 km2 5,7 os./ km2
Tarnowiec
3 skojców, 16 denarów 168 osób 19,40 km2 8,7 os./ km2
Załęże
7 skojców 336 osób 41,50 km2 8,1 os./ km2
Zręcin 8 skojców 384 osoby 54,00 km2 7,1 os./ km2
Żarnowiec
5 skojców 240 osób 54,50 km2 4,4 os./ km2
Żmigród Nowy 9 skojców, 16 denarów 456 osób 56,30 km2 8,1 os./ km2
Żmigród Stary 20 skojców 960 osób 77,70 km2 12,3 os./ km2
Suma 125 skojców 6000 osób 877,00 km2 Średnio 6,8 os./ km2

Jak widać obszar ówczesnego dekanatu zręcińskiego był dość mocno zaludniony. Gęstość zaludnienia była większa niż w dekanacie zatorskim i taka sama jak w dekanacie tarnowskim. Najgęstsze zaludnienie było w małej parafii Mytarz, która obejmowała swoim zasięgiem tylko jedną, małą wieś. Pomimo swojej powierzchni, ponad 77,70 km2, dość gęsto zaludniona była też parafia Stary Żmigród, w skład, której wchodziły oprócz jej siedziby, wsie: Łysa Góra, Siedliska, Skalnik, Makowiska, Kobylany, Głojsce, Iwla, Draganowa i Sulistrowa oraz nieistniejące już dziś wsie: Leszczyny i Wola Pankracowa. Ponadto według Ladenbergera sam Stary Żmigród liczył wtedy 560 osób (dla przykładu Stary Sącz w tym okresie był zamieszkały przez 960 osób, Taranów przez 1040).[9] Najbardziej rozległą powierzchniowo parafią była parafia Klecie zajmująca 125 km2 i licząca około 840 ludności, z której wyłoniły się potem parafie w Kołaczycach, Brzyskach i Brzostku. Parafia Jasło przed wydzieleniem z niej Tarnowca płaciła 13 ½ skojca.
W drugiej połowie XIV i na początku XV wieku wiele z tych parafii ulęgło podziałowi i przeobrażeniom. Tak stało się z parafią Klecie, ale też z innymi parafiami. Z parafii Stary Żmigród szybko usamodzielniły się Kobylany, Makowiska i Skalnik, z Nowego Żmigrodu – Samoklęski (Sowioklęski) i Pielgrzymka, z Jasła Tarnowiec i Warzyce. Było to związane ze wzrostem liczby ludności na tych terenach, który zapoczątkowany był ruchem kolonizacyjnym jeszcze z czasów Kazimierza Wielkiego. Wzrost liczby ludności dawał gospodarcze podstawy funkcjonowania nowych parafii, ponieważ dla założenia takiej placówki oprócz odpowiedniej ilości zaludnienia w okolicy, musiała ona mieć odpowiedni potencjał gospodarczy w postaci dziesięciny i innych świadczeń. Region jasielski w szybkim tempie rozwijał się gospodarczo i demograficznie, a za tym szedł szybki wzrost liczby parafii.
Ponadto dekanat Zręcin obejmował około 1434 km2 terenów niezamieszkałych, przeważnie wszelkiego rodzaju puszcz i lasów. Obszar ten został objęty procesem kolonizacyjnym dopiero w XV i XVI wieku. Wtedy też powstała znacznie gęstsza sieć parafii a siedziba samego dekanatu była przenoszona ze Zręcina do Klecia, potem do Jasła a za czasów Długosza do Biecza.

Mapa opracowanie Tadeusz Ladenberger, Zaludnienie Polski na początku panowania Kazimierza Wielkiego, Badania z Dziejów Społecznych i Gospodarczych, nr 9, Lwów 1930. 



[1] X. T. Gromnicki, Świętopietrze w Polsce, Kraków 1908, s. 13.

[2] T. Ladenberger, Zaludnienie Polski na początku panowania Kazimierza Wielkiego, Badania z Dziejów Społecznych i Gospodarczych, nr 9, Lwów 1930, s. 2.

[3] Tamże,  s. 4
[4] X. T. Gromnicki, Świętopietrze w Polsce,  s. 26.
[5] J. Paśnik, Monumenta Poloniae Vaticana Tomus I continet Acta Camerae Apostolacie Volumen I – 1207-1344, Kraków 1913, s. XVIII-XIX.
[6] T. Ladenberger, Zaludnienie Polski , s. 24.
[7] J. Paśnik, Monumenta Poloniae Vaticana Tomus I …,s. 135.
[8] T. Ladenberger, Zaludnienie Polski , s. 69.
[9] T. Ladenberger, Zaludnienie Polski , s. 37.

Stulecie jasielskiej „Bursy” – od internatu przez … katownię … po szpital…

Niedawno minęło sto lat od oddania do użytku i poświęcenia budynku jasielskiej „Bursy”, obiektu, którego historia wpisuje się w sposób szczególny w dzieje naszego miasta. Był świadkiem sztubackich zabaw gimnazjalistów i bezlitosnych tortur, rozbrzmiewał śmiechem uczniów i jękami konających w mękach. Dziś wstrząsające ślady przeszłości można jeszcze odnaleźć na ścianach piwnic „Bursy”.  

Po co w Jaśle bursa ?
W pamiętnym roku 1868, w Jaśle powstało Miejskie Gimnazjum Męskie. Po siedmiu latach zostało uznane jako „zakład państwowy”. Jego pierwotne lokum mieściło się we wschodniej pierzei Rynku w budynku magistratu, na bazie którego później powstał ratusz miejski. Od jesieni 1892 r. ta zasłużona dla regionu placówka miała już nową siedzibę oraz salę gimnastyczną przy skrzyżowaniu ulic Czackiego i Mickiewicza. Z kolei w latach 1892 – 1893 w sąsiedztwie szkoły wzniesiono kaplicę gimnazjalną. Jednak ciągłą i wielką bolączką całego środowiska, nie tylko szkolnego, był brak bursy dla uczniów z terenu dużej części Podkarpacia. Nie każdego bowiem było stać na wynajem pokoju u mieszkańców Jasła.
Dlatego początkiem nowego XX wieku władze szkolne rozpoczęły konkretne działania. Zakupiono parcelę przy ul. Na Młynek i rozpoczęto budowę tak potrzebnego obiektu. Poświęcenie kamienia węgielnego miało miejsce 8 maja 1911 r. po uroczystym nabożeństwie w kaplicy gimnazjalnej.
Bursa otwiera swoje podwoje
Po kilkunastu miesiącach budowy, 5 października 1912 r. ks. kanonik Aleksander Kwieciński dokonał poświęcenia oddanej już miesiąc wcześniej do użytku jasielskiej bursy, której nadano imię naszego wieszcza narodowego Adama Mickiewicza. Obiekt ten powstał dzięki staraniom grupy osób bardzo  mocno wspieranych przez dyrektora Gimnazjum Józefa Słotwińskiego. Koszt budowy wraz z zakupem gruntu wyniósł  w zaokrągleniu 85 tysięcy koron.
W pierwszym roku funkcjonowania bursy zamieszkiwała w niej  czterdziestka uczniów. Placówka była utrzymywana przez Wydział Towarzystwa Opieki nad Młodzieżą Gimnazjalną        w Jaśle. Jej pierwszym kierownikiem był profesor Bronisław Babiński, który tę funkcję pełnił dwa dziesięciolecia do roku 1932.
Szpital wojskowy i … znów internat
W okresie pierwszej wojny światowej obiekt bursy był zajmowany na potrzeby wojenne, głównie na szpital wojskowy dla rannych żołnierzy i tzw. ozdrowieńców. Po zakończeniu wojny przez całe dwudziestolecie II Rzeczypospolitej bursa nadal służyła jako baza mieszkaniowa dla uczniów Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Króla Stanisława Leszczyńskiego.
Jasielski odpowiednik warszawskiej katowni na „Szucha”
W latach drugiej wojny światowej, w trakcie okupacji niemieckiej w budynku bursy mieściła się placówka gestapo. W części sutereny znajdowały się cele, w których gestapowcy umieszczali aresztowanych przewożonych z jasielskiego więzienia. Przesłuchiwano ich w bardzo brutalny sposób. Perfidnymi i wyrafinowanymi metodami dręczono ich fizycznie i psychicznie. Tortury te często kończyły się śmiercią więźniów. Wielu skatowanych, sporo spośród nich na noszach, powracało do więzienia, a stamtąd byli wywożeni na miejsca masowych egzekucji, m.in. do lasu warzyckiego i na teren jasielskiego kirkutu, do więzień w Tarnowie i Krakowie oraz do obozów koncentracyjnych, głównie do Oświęcimia. Szacuje się, że przez cały okres okupacji przez mury budzącej wówczas wśród mieszkańców Podkarpacia przerażenie „Bursy” przeszło co najmniej dziesięć tysięcy osób.
Wymuszanie zeznań torturami...
Oddajmy głos więźniom, którzy przeszli przez piekło przesłuchań gestapowców z „Bursy”. Stanisław Nyrkowski wspominał: „Po spisaniu personaliów zaprowadzono mnie do „Bursy” do specjalnej sali z zasłoniętymi oknami i tam znęcano się nade mną na różne sposoby. Kiedy zawieszono mnie na drążku żelaznym, przeplecionym przez ręce i nogi, zwisającą głowę zanurzono mi w wiadrze wypełnionym uryną i kałem. Szczuto mnie też wilczurami. Wielokrotnie traciłem przytomność. Kiedy po raz kolejny ją odzyskałem, leżałem w piwnicy na koksie. Tutaj widziałem śmierć dobitego na moich oczach chłopca z odgryzioną częścią twarzy, który na komendę nie mógł się podnieść.” Inny więzień, Antoni Chajec dodawał: „ Byłem bity przez gestapowca Matheusa ręką, bykowcem, łańcuchem. Byłem kopany. Przesłuchiwał mnie również tłumacz o nie znanym mi nazwisku, który również bił mnie po całym ciele i raz doliczyłem 76 uderzeń bykowcem, po czym straciłem przytomność. W ten sposób byłem przesłuchiwany czterokrotnie…”. To tylko dwie relacje.
Lata powojenne
Końcem 1944 r. budynek przy ul. Na Młynek został przez Niemców w dużej mierze spalony. Po zakończeniu działań wojennych obiekt przywrócono do pełnienia zgoła innych funkcji niż w mrocznych latach wojny. Został przystosowany na cele szpitalne. Obecnie mieści się w nim Oddział Psychiatryczny Szpitala Specjalistycznego w Jaśle (ul. Za Bursą 1).
Izba Pamięci
W piwnicach „Bursy” zachowały się dwie cele zamienione na Izbę Pamięci, gdzie zgromadzono pamiątki po ofiarach hitlerowskich zbrodni. Znajdują się tam kajdany do zakuwania więźniów, archiwalne fotografie oraz materialne pamiątki po czasach wojny. Można również zapoznać się z historią tego Miejsca Pamięci opracowaną przez piszącego te słowa. Na zewnątrz budynku widnieje pamiątkowa tablica o treści: „Pamięci tych co w latach wojny 1939 – 1944 przez gestapo  niemieckie zadręczeni tu w lochach więziennych skonali lub wyprowadzeni z nich od kuli niemieckiej padli albo w obozach koncentracyjnych zginęli – ocaleli towarzysze – więźniowie”.
Tajemnice piwnicznych ścian
Cele „Bursy” są świadectwem martyrologii ludności Ziemi Jasielskiej i całego regionu. Od ponad dwudziestu lat opiekują się tym szczególnym miejscem instruktorzy i harcerze 139. Drużyny Harcerskiej „Lisy” z Gimnazjum nr 2 z Oddziałami Integracyjnymi im. I. Łukasiewicza  w Jaśle.   W trakcie ostatnich prac renowacyjnych, które w tym miejscu trzeba przeprowadzać co kilka lat, udało się dotrzeć do ukrytych dotychczas pod powłoką wapna fragmentów ścian z zachowanymi napisami pozostawionymi przez więźniów. Oto kilka z nich: „Przybyłowski”, „Toki”,  „Kwilosz”, „Olek”, „44 r.”, „22.7. 44”., kilka inicjałów, wyryte „kartki kalendarza” z zaznaczonymi dniami       i kilkanaście nieczytelnych napisów. Na mnie największe wrażenie zrobił „zapis” ze znamienną datą „22. 7. 44”. Tego dnia ogłoszono Manifest PKWN i rodziła się „ludowa” Polska , a tu w kazamatach jasielskiej „Bursy” jakiś więzień być może uwieczniał datę swoich ostatnich chwil życia…

Wiesław Hap
Podpisy do zdjęć:
– Pierwotny budynek jasielskiej bursy gimnazjalnej (fot. z arch. Muzeum Regionalnego w Jaśle)
– Drzwi do celi pogestapowskiej (fot. W. Hap)
– Jedna z cel „Bursy” (fot. W. Hap)
– Widok obecny budynku „Bursy” (fot. W. Hap)
/ms/

Chór ECHO zaprasza do swego grona

Minęło  już  90  lat  od  chwili  gdy  Chór „Echo” , działający  obecnie  w Domu Kultury  Kolejarza  przy Stowarzyszeniu  Animatorów  Kultury  „Kolejarz”  w Jaśle,  zaczął  notować  swoje  sukcesy  na  kartach  historii  miasta  Jasła  i  kolejarskiej  braci. Do  nowopowstałego  Chóru „Echo”, założonego  w 1921  roku  przez miłośnika  muzyki  Romana  Karakiewicza , przy  Towarzystwie  Gimnastycznym  „Sokół „ , dołączył  istniejący  w  „Sokole”  chór  „Lutnia „ a  także  zasiliła  go  młodzież  jasielskiego  gimnazjum.
W  ciągu  mijających  lat  „Echo”  współpracowało  z  kolejnymi  sponsorami, którymi byli: Towarzystwo Mieszczańskie „Zgoda”, Ognisko Muzyczne  i  Dom  Kultury„Kolejarz”.  Chór  zmieniał  często  skład  zespołu, działając  jako  chór  męski  lub mieszany.

Kolejnymi  dyrygentami  chóru  po  Romanie  Karakiewiczu  byli: Wojciech  Świstak,  Stanisław  Świrad,  Bolesław  Pater,  Jerzy  Wiktorczyk, Franciszek  Mucha,  Tomasz  Urbanek,   Albin  Gryboś,  Władysław  Świstak  i  Stanisław  Świerad.
W  swojej  90-letniej  historii  Chór „Echo” uczestniczył  we  wszystkich  uroczystościach  z  okazji  świąt   narodowych, lokalnych  i kościelnych zarówno  w  Jaśle, jak też  w  innych  miastach  Polski  oraz  za  granicą.  W  swoim  repertuarze  chór  posiada  liczne  pieśni  patriotyczne,  wojskowe i  kościelne  oraz utwory wybitnych  kompozytorów  muzyki  poważnej  i  rozrywkowej. Biorąc  udział  w  wielu  konkursach  i festiwalach zdobył  mnóstwo  dyplomów, medali  oraz odznaczeń  państwowych  i regionalnych, w  tym  „Złoty Laur” na  Ogólnopolskim  Festiwalu  Chórów  Amatorskich  w  Mielcu  w  1960  roku. Odwiedził  ponad  100  miast  w  Polsce  i za  granicami, a  jego koncerty były  zawsze  przyjmowane  z  aplauzem  i  entuzjazmem. Listy  z  gratulacjami  dla  Chóru  i  podziękowaniami  za  wspaniałe  koncerty,  napływały  do  Domu Kolejarza  z  całej  Polski, a także   z Białorusi,  Litwy, Niemiec, Słowacji, Ukrainy  i  Włoch . Chór  koncertował  również  w  Polskim  Radio, Telewizji Polskiej  i  w  Filharmonii  Narodowej  w Warszawie.

Dziś  Chór  „ECHO” liczący  43  członków, zbliżający  się do Jubileuszu 100-lecia  swego  istnienia, wykrusza  się  powoli  z  wiekowych  miłośników  pieśni  i  zaistniała  konieczność  jego  odmłodzenia. Komu  nie  obca jest  kultura  muzyczna  wyrażająca  się  w  pieśni, kto  chciałby  zwiedzać  wraz  z  Chórem  odległe  miasta  i  obce  kraje, a  przede  wszystkim  ratować  zespół  od rozpadu  z  powodu  braku  chętnych śpiewaków, może  to uczynić  zgłaszając  swój  udział  w  cennej  i ambitnej pracy  Chóru „ECHO”, jak to  uczynili  jasielscy  gimnazjaliści  w  1921  roku. Członkami  Chóru  w  jego  historii  byli  zarówno  uczniowie  szkół  jasielskich, jak  też  nauczyciele, prezesi, dyrektorzy, lekarze, rzemieślnicy itp. Były  też  okresy, że  Chór  stanowił  zespół  mieszany.  Do tego  też  można by  powrócić.

Szczerze  zachęcamy  do  wzmocnienia  Chóru „ECHO”  i  zgłoszenie  swej deklaracji  –  osobiście  w  biurze Domu Kolejarza  (II piętro), lub  telefonicznie na  numer  13 446 2635  lub  60 88 92 617.
Działalność  chóru  „Echo”  oraz  Kolejowej  Orkiestry  Dętej ,  które  to zespoły  uświetniają  każdą  jasielską  imprezę ,  przynosząc  sporo  satysfakcji mieszkańcom  Jasła , ograniczona  jest  do  minimum  z  powodu braku środków  finansowych.  Zakłady  pracy,  instytucje  oraz  osoby  prywatne,  które  mogą  i  zechcą wesprzeć te zespoły chociaż jeden  raz w roku, będą  zachowane  na   kartach kronik i historii Domu Kultury Kolejarza,  jako szlachetni darczyńcy,  ratujący wspaniały,  niemal  stuletni  dorobek  kulturalny  naszego  miasta.
red. HZ
Zdjęcia 1 i 4 – ze strony internetowej Urzędu Miasta w Jaśle.
Zdjęcia 2 i 3 – z publikacji „Jubilate 75 lat Chóru ECHO PKP w Jaśle”. 
 
 

Z kart historii: Ksiądz Julian Beigert 1873-1957

Daniel Nowak, którego artykuł o epidemiach na Żmigrodczyźnie opublikowaliśmy niedawno, nadesłał nam interesujące opracowanie o księdzu Julianie Beigertcie. Beigert był duchownym, ale też wielkim społecznikiem.  Warto przypomnieć tę postać.

Julian Beigert 1873-1957
Dziś, 14 maja, ma miejsce 139 rocznica urodzin księdza Juliana Beigerta wieloletniego proboszcza parafii Stary Żmigród, wicedziekana żmigrodzkiego, człowieka bardzo zasłużonego i znanego na całej Ziemi Żmigrodzkiej. Warto w tym miejscu przestawić sylwetkę tego człowieka, którego nazwisko do dnia dzisiejszego pojawia się w wielu rozmowach i opowieściach o dawnych czasach.
Wikariusz zostaje proboszczem
Był 10 grudnia 1907 roku, dwa tygodnie przed wigilią Bożego Narodzenia. W tym dniu do Starego Żmigrodu przybywa młody, 34-letni mężczyzna. Przywozi ze sobą nieduży bagaż z osobistymi rzeczami i wprowadza się do wybudowanego kilkanaście lat wcześniej budynku plebanii. Ten młody mężczyzna to Julian Beigert powołany przez biskupa przemyskiego Józefa Sebastiana Pelczara na stanowisko administratora parafii. Miał ten urząd pełnić do czasu powołania nowego proboszcza, a jak się potem okazało sam został powołany na to stanowisko i pozostał tu przez następne 50 lat.
Julian Beigert urodził się 14 maja 1873 roku w Dornbach – niemieckiej kolonii będącej częścią wsi Tarnawiec w powiecie leżajskim. Był synem Adama Beigerta i Katarzyny z domu Hutter. Była to rodzina wywodząca się z dawnych kolonistów niemieckich, których sprowadził  na tereny Galicji cesarz Józef II w latach 1781-1789. Oprócz Juliana Beigertowie mieli jeszcze 7 synów i 2 córki.
Po ukończeniu nauki w szkole ludowej oraz Gimnazjum w Rzeszowie, w roku 1897 Julian wstąpił do seminarium duchownego w Przemyślu (cztery lata później w jego ślady poszedł brat Ferdynand). Święcenia kapłańskie uzyskał w maju 1902 roku i od razu został wysłany do pracy jako wikary do Miechocina. Po roku pracy został przeniesiony do parafii Nowy Żmigród. Tu pod okiem proboszcza Walentego Wojtalika nabywał nowych doświadczeń potrzebnych do pracy duszpasterskiej.
Tymczasem 1 listopada 1904 roku w pobliskim Starym Żmigrodzie z funkcji proboszcza rezygnuje  ksiądz Ignacy Kędra, który przenosi się do Nowego Żmigrodu i jako emeryt zamieszkuje w wybudowanym przez siebie budynku. Administratorem parafii zostaje chwilowo Stanisław Krakoś, który zostaje przeniesiony na probostwo w Łubienku. Pod koniec grudnia na proboszcza powołany zostaje  wikary z Przeworska  ksiądz Franciszek Wilczewski. Ten stan rzeczy utrzymuje się do 1907 roku. 6 lipca bowiem umiera proboszcz nowożmigrodzki Walenty Wojtalik i niedługo później to stanowisko obejmuje ksiądz Wilczewski. 10 grudnia do parafii Stary Żmigród przybywa Julian Beigert obejmując funkcję administratora, a 4 lutego 1908 roku proboszcza.
W skład tej parafii wchodzi wówczas cztery miejscowości: Głojsce, Łysa Góra, Siedliska i Stary Żmigród i liczy ona 2756 wiernych wyznania katolickiego. Parafię zamieszkuje też niewielka społeczność żydowska licząca 40 osób. Były to bardzo biedne wsie, których ludność zajmowała się uprawą roli. W parafii nie było żadnej szkoły, ani też innej instytucji zrzeszającej ludność, jak choćby kółko rolnicze czy Ochotnicza Straż Pożarna.  Dopiero inicjatywa i praca nowego proboszcza spowodowała zmiany w tej kwestii. Miał on więc trudne zadanie przed sobą. Trzeba był skupić się nie tylko na pracy duszpasterskiej, ale też na wielu problemach społeczno-gospodarczych parafii.
Na zdjęciu kościół w Starym Żmigrodzie, stan z lat. 50. XX wieku.
Za panowania cesarza Franciszka Józefa
Pierwsza inicjatywą nowego proboszcza była budowa budynku Kółka Rolniczego, która rozpoczęła się w 1908 roku, a zakończyła da lata później uroczystą mszą, zabawą i odczytami na tematy rolnicze. W  1908 roku udaje się zrealizować kolejny pomysł jakim było założenie we wsi Ochotniczej Straży Pożarnej, której pierwszym prezesem został proboszcz. Niestety nieco gorzej sprawa wyglądała ze szkołą. Pomimo tego, że już w 1887 roku – jeszcze za księdza Ignacego Kędry – podjęto pierwsze kroki, by założyć szkołę ludową – nie udało się tego pomysłu z różnych względów zrealizować. Powodem były niedostatki finansowe jak i opór niektórych mieszkańców wsi niechętnych temu pomysłowi. Sprawę tę odłożono więc na później i udało się ją sfinalizować dopiero po I wojnie światowej.
Kolejną ważną sprawą dla parafii była rozbudowa kościoła. Projekt taki powstał jeszcze za księdza Franciszka Wilczewskiego, który jako pierwszy rozpoczął zbieranie składek na ten cel. Przyczyną tej inicjatywy był bardzo zły stan techniczny budynku kościelnego, wybudowanego jeszcze w XV wieku. Poza tym był to budynek bardzo mały jak na taką liczbę wiernych i nie spełniał swojej funkcji. Jeszcze w 1772 roku parafia liczyła 1018 wiernych, w 1908 było ich już ponad 2,5 tysiąca. Powodowało to, że podczas mszy, zwłaszcza w czasie świąt i ważnych uroczystości, ludność po prostu nie mieściła się do niego. W 1910 roku przyszły z Lwowa pierwsze plany kościoła, które jednak nie zyskały akceptacji Komitetu Budowy i zostały odesłane do poprawy.  Niestety wybuch I wojny światowej w 1914 roku zahamował na jakiś czas prac przy kościele i szkole.
W czasach II Rzeczypospolitej
Dopiero na przełomie 1918 i 1919 roku udało się przekonać mieszkańców wsi, że szkoła jest we wsi niezbędna i po kilku namowach zgodzili się oni by w budynku Kołka Rolniczego odbywały się lekcje. Pierwsza nauczycielką i kierowniczką szkoły została pochodząca z Tarnowa Matylda Dworska-Sczaniecka. Do szkoły tej uczęszczały dzieci z całej parafii, ponieważ w Łysej Górze i Głojscach podobne placówki powstały dopiero w latach dwudziestych i trzydziestych.

Przed budynkiem Towarzystwa Zaliczkowego w Nowym Żmigrodzie, dziś mieści się tutaj GOK.
Rok 1924 to początek prac przy rozbudowie kościoła parafialnego. Prace rozpoczęły się od rozkopania otaczającego kościół placu, gdzie w dawnych wiekach znajdował się cmentarz parafialny (istniał do końca XVIII wieku). Następnie przystąpiono do budowy wieży, rozbudowy prezbiterium i nawy głównej kościoła.  Prace zakończono w 1930 roku i kierował nimi osobiście proboszcz Julian Beigert wraz z miejscowym wójtem Józefem Mrugałem. W prace zaangażowani byli wszyscy mieszkańcy wsi, a finansowo cały projekt wpierali ich krewni mieszkający w Stanach Zjednoczonych. 8 maja 1931  biskup przemyski Franciszek Barda dokonał konsekracji nowego kościoła podczas swej wizytacji.
Kolejną inicjatywą proboszcza i mieszkańców wsi była budowa nowego budynku szkolnego.   Pomysł tak narodził się w 1932 roku, ale dopiero 2 lipca 1936 wbudowano kamień węgielny pod budowę szkoły. Przyczyna opóźnienia wynikała głównie z braku odpowiednich funduszy oraz problemów ze znalezieniem odpowiedniej działki na ten cel. Ostatecznie 1 września 1938  roku rozpoczęły się pierwsze zajęcia w nowo-wybudowanej szkole, która stał się sercem kulturalnym wsi.
Julian Beigert był również pomysłodawcą i założycielem chóru męskiego, który koncertował nie tylko w tutejszym kościele, ale również po okolicznych parafiach, zarabiając w ten sposób na budowę kościoła, szkoły oraz na wyposażenie potrzebne w OSP.

Chór męski, zdjęcie z roku 1933.

Podczas II wojny światowej
We wrześniu  1939 roku do wsi wkroczyły wojska niemieckie. Rozpoczął się w ten sposób jeden z najcięższych okresów dla jej mieszkańców. Władze okupacyjne, nakłaniały księdza by ten, jako osoba pochodzenia niemieckiego podpisał volkslistę. Julian Beigert odmówił okupantom tłumacząc, że urodził się na polskiej ziemi i czuje się Polakiem.
Podczas wojny ksiądz niejednokrotnie udzielał pomocy nie tylko swoim parafianom, ale też wielu mieszkańcom Ziemi Żmigrodzkiej. Próbował też, niestety bezskutecznie, udaremnić akcję zdjęcia dzwonów z wieży kościoła, którą to Niemcy przeprowadzili w sierpniu 1941 roku.  Podczas pacyfikacji i bombardowania wsi, wielu mieszkańców chroniło się w kościele i na plebani. Po powrocie z wysiedlenia wiosną 1945 roku, proboszcz zorganizował na plebanii miejsce do nauki, ponieważ wobec uszkodzenia budynku szkolnego nie mogły się tam odbywać normalne lekcje.
Ostatnie lata
Pomimo starszego wieku proboszcz nadal angażował się w prace na rzecz wsi i parafii, pomagając między innymi przy akcji przywiezienia nowych dzwonów z miejscowości Mała Czarna w powiecie głogowskim na Dolnym Śląsku oraz przy remoncie kościoła w 1952 roku. Był też jednym z inicjatorów budowy nowego Domu Ludowego, przy którym prace rozpoczęły się w 1952 roku.

Podczas prac remontowych przy kościele w 1952 r.

Jeszcze 25 listopada 1956 roku, podczas uroczystości otwarcia nowego budynku, pomimo swojego wieku (83 lata) dobrze się bawił, a nawet tańczył z ówczesną kierowniczką szkoły Franciszką Bronczyk. Niedługo potem jego stan zdrowia znacznie się pogorszył i 16 stycznia 1957 roku ksiądz proboszcz zmarł na plebanii. Jego pogrzeb odbył się 19 stycznia w asyście prawie 50 księży z diecezji  oraz licznych wiernych nie tylko z parafii ale całego dekanatu. Jego ciało spoczywa na starym cmentarzu obok grobu jego ojca Adama (zm. 1923r.)

Pogrzeb księdza Beigerta 19 stycznia 1957 r.

Napisał: Daniel Nowak
/ms/

Artykuł Zbigniewa Budziaka o naszym regionie przed rozbiorami

Pragniemy przypomnieć artykuł Zbigniewa Budziaka, nieżyjącego już profesora Liceum Ogólnokształcącego w Jaśle. Tekst nosi tytuł „Związki Ziemi Jasielskiej z dziejami narodu polskiego w okresie przedrozbiorowym”. Zbigniew Budziak (1932-2005) był historykiem, profesorem Liceum Ogólnokształcącego w Jaśle. Aktywnie działał na niwie społecznej, m.in. w Polskim Towarzystwie Historycznym,  Polskim Towarzystwie Numizmatycznym oraz w Stowarzyszeniu Miłośników Jasła i Regionu Jasielskiego. Prezentowany tu artykuł został opublikowany w „Regionie Jasielskim” w 1997 r.

Zbigniew Budziak
Związki Ziemi Jasielskiej z dziejami narodu polskiego w okresie przedrozbiorowym

Historia każdego państwa i narodu jest sumą wydarzeń (politycznych, społecznych, kulturalnych i wielu innych) lokalnych, a więc takich, które miały miejsce w różnym czasie i w określonej miejscowości – wsi, miasteczku, dużym mieście, pod lasem, w lesie, nad rzeką, jeziorem, pod grodem i zamkiem, słowem – wszędzie, w każdym możliwym miejscu „lokalnej ojczyzny”, stanowiącej ważne, elementarne, a więc istotne ogniwo w dziejach całego narodu. I choć początki polskiego regionalizmu przypadają jeszcze na wiek XIX, to jednak w naszej historiografii dominowała przez całe dziesięciolecia historia ogólnonarodowa, obejmująca: dzieje panujących dynastii, ustroju, wojen z państwami ościennymi, ruchów społecznych, partii politycznych itp., nie zaś wydarzenia regionalne, stanowiące ważne czynniki składowe w wielobarwnej mozaice ojczystych dziejów.
Na zdjęciu Zbigniew Budziak, fotografia z Encyklopedii Jasła.
Zwrot w kierunku historii regionalnej
Od pewnego jednak czasu, od kilkudziesięciu zaledwie lat, nastąpił w tym względzie zasadniczy zwrot. Zaczęto więc dowartościowywać rolę i znaczenie historii regionalnej w kontekście pełnego, wieloaspektowego traktowania historii państwa i narodu, poprzez podjęte na szeroką skalę badania regionalne i wydawanie publikacji popularnonaukowych i naukowych o charakterze biograficznym i monograficznym. I proces ten poszerza się i pogłębia z roku na rok. Bo też każda „mała ojczyzna” posiada swój, często bardzo znaczący udział w historii ogólnonarodowej, a powinnością badaczy, nie tylko uniwersyteckich i nie tylko z cenzusem naukowym jest, aby ocalić od zapomnienia, zbadać, opisać i opublikować ciekawe historyczne wydarzenia, pokazać wybitne postacie z odległej i bliższej przeszłości, udokumentować pomniki kultury materialnej, pielęgnować dawne, piękne obrzędy, zwyczaje i obyczaje itp.
Dotyczy to również w całej rozciągłości naszego regionu, Ziemia Jasielska należy bowiem do tych małych „lokalnych ojczyzn”, które na przestrzeni wieków wniosły wiele wartościowych i wręcz znaczących elementów składowych do szeroko pojętej historii państwa i narodu polskiego. W jednym krótki artykule można tylko zasygnalizować i to w sposób bardzo pobieżny problematykę, zaanonsowaną w jego tytule.
Najdawniejsze czasy
Trzymając się zasady chronologicznej prezentowania wydarzeń fugujących na bliższą uwagę postaci, należy zacząć od stwierdzenia faktu podstawowego, wyjściowego dla dalszych rozważań.
W Ziemi Jasielskiej spotkamy tak stare, jak na obszarze całego państwa polskiego ślady pobytu człowieka i jego osiadłego życia, a przykładem tego i dowodem są odkrycia archeologiczne, m.in. w Bieczu, Trzcinicy, Brzezowej, Niepli i w samym Jaśle, prowadzone pod kierunkiem pracownika naukowego Uniwersytetu Jagiellońskiego – prof. dr hab. Jana Machnika. Na tym terenie, począwszy od XIII wieku, prowadzony był na szeroką skalę ruch osadniczy, nazywany lokacją wsi i miast, początkowo na prawie polskim, a w późniejszym okresie, na bardziej korzystnym, prawie niemieckim. Powstało wtedy w Jasielskiem i na całym Podkarpaciu dziesiątki wsi oraz wiele miast i miasteczek – do dziś istniejących, w tym; siedziba naszego regionu – Jasło (najpierw osada wiejska, a od 26 kwietnia 1365 roku jako miasto).
Wybitni średniowieczni
Z Jasła i Ziemi Jasielskiej brało udział liczne rycerstwo w bitwie pod Grunwaldem, a Zyndram z Maszkowic (miejsce i rok urodzenia nie są znane. zmarł przed 1414 rokiem), starosta jasielski. obok króla Władysława Jagiełły i księcia litewskiego Witolda, był jednym z głównych dowódców polskiego rycerstwa koronnego i bohaterów w tej zwycięskiej bitwie.
Na szczególną uwagę zasługują dwie wybitne postacie, wywodzące się z naszego regionu, bardzo zasłużone w dziejach polskiej kultury – Bartłomiej z Jasia i Marcin Kromer z Biecza (żyjące w XIV i XVI wieku).
Bartłomiej z Jasła urodził się w naszym mieście (rok urodzenia nie jest znany, zmarł w 1407 roku). Pierwsze nauki pobierał w rodzinny Jaśle, a studia odbywał w słynnym uniwersytecie w Pradze, razem z innymi jaślanami. Tam też przez wiele lat prowadził wykłady, cieszące się dużym uznaniem wśród żaków i kadry profesorskiej. Po powrocie do kraju, aktywnie uczestniczył na przełomie XIV i XV wieku w pracach restytucyjnych Akademii Krakowskiej, podjętych przez króla Władysława Jagiełłę, m.in. w oparciu o bogate i cenne darowizny Świętej Jadwigi – królowej, przekazane na rzecz tej uczelni, a po wznowieniu jej działalności został w niej wykładowcą, darząc szczególną opieką studentów pochodzących z Jasła.
Marcin Kromer, urodzony w Bieczu (żył w latach 1512-1580). wybitny polski humanista, historiograf, był sekretarzem królów – Zygmunta I Starego i Zygmunta Augusta, biskupem warmińskim i autorem wielu fundamentalnych dzieł w zakresie historii i geografii.
Renesans
Przez Ziemię Jasielską wiodły w XIV – XVI wieku ważne tranzytowe szlaki handlowe z krajów Europy zachodniej nad Morze Czarne (i w drugą stronę), a leżące na tej trasie ówczesne miasteczka – Biecz, Jasio, Kołaczyce i Nowy Żmigród – przeżywały okres wspaniałego rozkwitu, także dzięki bujnemu rozwojowi miejscowego rzemiosła i posiadanemu prawu składu.
W parze Z pomyślną koniunkturą gospodarczą postępuje w tym czasie wyraźny rozwój miejskiego budownictwa sakralnego i świeckiego (np. Kolegiata w Bieczu, Fara w Jaśle), a w powstających, w wyniku ruchu osadniczego, wsiach tworząsię parafie, w których wznoszone są piękne, do dziś w wielu miejscowościach zachowane (Binarowa, Sławęcin, Szebnie, Święcany,Trzcinica, Wójtowa) drewniane świątynie.
Są również dowody na to, że w czasach polskiego renesansu młodzież bogatych mieszczan i zamożnej szlachty z naszego regionu pobierała nauki na krakowskiej Almae Matris i w innych europejskich wyższych uczelniach.
Warto też odnotować, że Biecz posiadał jeden spośród nielicznych, najstarszych szpitali w Polsce, powstały z fundacji świętej Jadwigi – królowej w 1395 roku.
Na zdjęciu jasielski kościół farny obecnie.
Na uwagę zasługuje także Wacław Potocki (żyjący w latach 1621 -1696), najwybitniejszy polski poeta barokowy, który, choć urodzony poza naszym regionem – w Woli Łużańskiej koło Gorlic, to jednak przez wiele lat związany był z Bieczem. Tu tworzył, tu pełnił funkcję starosty, tu wreszcie zmarł i został pochowany w podziemiach Klasztoru OO. Reformatów.
XVII i XVIII stulecia
W XVII i w pierwszej połowie XVIII wieku Ziemia Jasielska przeżywała, jak cała Rzeczpospolita, okres stagnacji, a z czasem coraz głębszego regresu, na skutek niedorozwoju gospodarczego, wadliwie funkcjonującego ustroju, licznych wojen z państwami sąsiednimi, waśni wewnętrznych, klęsk żywiołowych, epidemii itp.
Zanim jednak doszło do tragedii rozbiorów i utraty niepodległości Rzeczypospolitej w drugiej połowie XVIII wieku, warto odnotować dość znamienny fakt, że jeden ze starostów Jasła Adam Tarło, stał się gorącym zwolennikiem dwukrotnego króla Polski – Stanisława Leszczyńskiego (w pierwszej połowie XVIII wieku), zawiadując w jego obronie, po ponownej elekcji w 1733 roku, konfederację w Dzikowie, która, choć nie osiągnęła zamierzonego celu – stworzenia realnego oparcia dla Stanisława Leszczyńskiego utrzymania się na polskim tronie – to jednak wymownie świadczyła o patriotycznej orientacji jasielskiego starosty.
Kiedy w drugiej połowie XVIII wieku następowały kolejne akty narodowej tragedii Polaków, Ziemia Jasielska znalazła się pod obcym panowaniem już w wyniku pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej (w dniu 5 sierpnia 1772 roku) i była pod zwierzchnictwem austriackim przez 146 lat (1772-I918r), poddawana ostrym rejestrom oraz różnym formom ucisku i wyzysku przez prawie 100 lat – do chwili uzyskania przez Galicję autonomii (1867 rok).
Śródtytuły w tekście red.
/ms/
 

Z kart historii: Epidemie cholery na ziemi żmigrodzkiej w XIX wieku

Na naszą propozycję opublikowania na stronie SMJiRJ własnych opracowań dotyczących regionu jasielskiego pozytywnie odpowiedział Daniel Nowak autor książki „Historia Starego Żmigrodu”. Przekazał nam pracę na bardzo poważny temat historyczny. Dotyczy ona bowiem epidemii, które jeszcze trochę ponad sto lat temu były prawdziwą plagą tych okolic, potrafiły w kilka tygodni zabrać z tego świata wiele istnień ludzkich. Zapraszam do lektury. 
/ms/
Daniel Nowak
EPIDEMIE CHOLERY NA ZIEMI ŻMIGRODZKIEJ W XIX WIEKU
Dla dzisiejszego mieszkańca  ziemi żmigrodzkiej słowo „cholera” oprócz jego wulgarnego znaczenia kojarzyć się może jedyne z licznymi w okolicy cmentarzami cholerycznymi. Są to miejsca tajemnicze, często zarośnięte drzewami i krzakami , znajdujące się w gdzieś pod lasem, z daleka od wsi. Te mroczne miejsca kryją w sobie tragiczne historie wielu ludzi, których ciała tam spoczywają, ich rodzin i bliskich. To miejsca gdzie grzebano ludzi zmarłych na cholerę, chorobę która w XIX wieku dziesiątkowała wsie, miasta i miasteczka ówczesnej Europy.
Cholera, to choroba zakaźna i zaraźliwa wywołana przez bakterię vibrio cholerae. Do zarażania dochodzi zwykle drogą pokarmową, poprzez wypicie zakażonej wody lub zjedzenie zakażonego pokarmu. Objawami są biegunka i wymioty. Prowadzi to do gwałtownego odwodnienia organizmu oraz wychudzenia ciała, wysuszenia skóry, bólu mięsni i powolnego wyniszczenia organizmu a co za tym idzie – do śmierci. Choroba rozwija się w obniżonych warunkach sanitarnych, podczas klęsk żywiołowych jak powódź czy trzęsienie ziemi.
Pierwszy atak w latach 30 XIX wieku
W biednych, brudnych miastach i wsiach dziewiętnastowiecznej Europy panowały więc dogodne warunki  do rozwoju tej choroby. Pierwszy atak epidemii cholery na terenie  ówczesnej Galicji miał miejsce latem 1831 roku i zebrał straszliwe żniwo. W mieście Żmigród pierwsza jego ofiarą była 50 letnia Marianna żona tkacza Mikołaja Nowaka, która zmarła 20 lipca 1831 roku. Łącznie do 19 sierpnia 1831 roku w samym Żmigrodzie zmarło 72 osoby a pobliskiej małej wsi Mytarz ofiar było 19. Pogrzeby obwały się niemal codziennie, grzebano zmarłych po kilku na raz a gdy tylko przysypano mogiły trzeba było kopać nowe, gdyż ofiar przybywało co chwila.
W parafii Stary Żmigród  najbardziej ucierpiały Głojsce, bardzo przeludniona i biedna wieś, gdzie śmierć poniosło aż 39 mieszkańców (8% ogółu), w Łysej Górze zmarło 17 osób natomiast w samym Starym Żmigrodzie tylko 3. Wszystkie te ofiary pochowane zostały na cmentarzu cholerycznym zwanym przez ludność „cmentarzem cholernym” znajdującym się obecnie niedaleko nowego cmentarza.
Drugi atak w czasie Wiosny Ludów
Kolejna fala epidemii miała miejsce w jednym z najcięższych dla ludności okresie XIX wieku. Wylewy rzek w latach 1844-45 spowodowały nieurodzaj, którego efektem była ogromna klęska głodu. Osłabieni, wycieńczeni pracą ludzie byli bardziej podatni na wszelkiego rodzaju choroby. W roku 1847  pojawił się w okolicy tyfus, który z przerwami zabijał ludność do lipca 1849 roku. Gdy wydawało się, że sytuacja jest już opanowana i życie wraca do normy, nastąpił kolejny atak cholery. Jej pierwszą ofiarą w Żmigrodzie była 30 letnia służąca Małgorzata Czekańska. W sumie od 2 lipca 1849 do 9 września zmarło w Żmigrodzie 82 osoby na cholerę. W pobliskim Mytarzu ofiar cholery było 23. W Starym Żmigrodzie 12 lipca zmarła 17 letnia Elżbieta Burda córka Wojciecha a ostatnią ofiarą cholery była tu Marianna Janik, która zmarła 22 września 1849 roku. Łącznie w całej parafii Stary Żmigród zmarło na cholerę w tym roku  59 osób z czego 35 W Starym Żmigrodzie,  11 w Głojscach, 8 w Łysej Górze i  5 Siedliskach.
Ze starożmigrodzkiej kroniki
Przez następne lata przypadki zachorowań na cholerę były dość rzadkie. I tak w 1855 zmarło na nią 4 osoby w Żmigrodzie i 5 osób w Starym Żmigrodzie. Srogie żniwo zebrała dopiero latem 1873 roku. Jej przebieg opisuje w swej kronice proboszcza starożmigrodzki ksiądz Jan Scholz (1857-1877). W grudniu  1876 roku wspominał on jej przebieg tak „W roku 1873 nastała po ospie panującej ku końcowi zimy i początku wiosny, nawet i dalej, bo 18 czerwca, cholera w Łysej Górze przeplatana ospą, okropnie grasowała w okolicy  potem zapanowała srogo w Głojscach, także po całych dniach i nocach ja Ks. Jan Scholz proboszcz miejscowy zaopatrywałem chorych. Mianowicie na Św. Jana z Dukli w świt jadąc do Dukli na odpust po drodze zaopatrywałem wszystkich chorych do których byłem wezwany w Łysej Górze i w Głojscach, a z powrotem z Dukli z odpustu  na drodze do Głojsc zatrzymywany od przedwieczora całą noc po całej wsi zaopatrywałem na cholerę zapadłych a ledwiem do domu przyjechał znowu po mnie przyjechali do nowych zachorzałych, tak było każdy dzień bo nie było jednego w Łysej Górze  i Głojscach, aby nie był na cholerę chorował, z tych jedni umierali, drudzy wyzdrowieli. Często spotykałem się z lekarzem przeznaczonym od C.K. Rządu i komisarzami cholerycznymi, z którymi radziłem i ratowaliśmy nieszczęsny lud. Dopiero po długiem rozważaniu i obserwowaniu doszedłem do przyczyny tak srogiego panowania cholery, a ta przyczyna była 1- bo się wszyscy przelękli srogiego panowania cholery w okolicy i struchleli 2- przednówek i głód bo nie mieli silniejszego pokarmu tylko na początkiem przednówka ledwie się żywili i nie było zarobku, jak go też nie szukali, a zatem 3 – bezczynność tylko strętwiała rezygnacja przekonanie; jak nastały żniwa z tem po przednówku pożywienie i z zatrudnieniem i pracą cholera nie tylko osłabła, ale ustała. 4 pijatyka, która jak zwykle w pospólstwie panuje, tak podczas cholery się wzmogła, bo jedni się pijaktyki chycili  albo zachorować o cholery albo się z niej leczyć niebaczni i nie zważali na moją przestrogę zabijali się, inni mówili „mam na cholerę umrzeć to niech  użyję choć gorzałki i niczego nie żałował. W Żmigrodzie Starym mniej na cholerę chorowało i umarło, a w Siedliskach prawdę w małej gminie troje tylko zachorowało i wyzdrowieli a ani jeden człowiek nie umarł. Ta cholera przechodziła w tyfus, w tem wypadku nie było ratunku i taki zwykle umierał. Nie wyszczególniam wiele w tem roku na ospę, a potem na cholerę wymarło, bo kto się chce o tem przekonać tego wysyłam do równoczesnych metryk, a tam się przekona
Była to ostania epidemia cholery w XIX wieku na ziemi żmigrodzkiej. W sumie zmarło na nią: w Żmigrodzie 45 osób, we wsi Mytarz – 49 osób, w Starym Żmigrodzie 16, w Łysej Górze 34 i najwięcej w Głojscach bo około 60. Najgorsza sytuacja była w Głojscach, gdzie wymarło kilka rodzin w ciągu zaledwie tygodnia lub dwóch.
Cmentarze z dala od wsi
Pozostałościami po tych wydarzeniach są cmentarze choleryczne. Niebezpieczeństwo było tak wielkie, że nie decydowano się na przewożenie zwłok na cmentarze. Chowano je w każdej wsi daleko od ludzkich siedlisk. W Starym Żmigrodzie cmentarz choleryczny znajduje się koło obecnego nowego cmentarza parafialnego, w Łysej Górze niedaleko kapliczki przy drodze na Stary Żmigród oraz w Głojscach niedaleko obecnego cmentarza parafialnego.
Na zdjęciach cmentarz choleryczny w Starym Żmigrodzie (fot. D.Nowak). 

Geniusz matematyczny z Jasła rodem

25 lutego minęła czterdziesta rocznica śmierci Hugona Steinhausa, wybitnego uczonego urodzonego w Jaśle. Był współtwórcą „lwowskiej” i „polskiej szkoły matematycznej”, ceniono go w kraju, w Europie i na świecie.
Hugo Steinhaus urodził się 14 stycznia 1887 roku w Jaśle w rodzinie żydowskiej, jako syn Eweliny z domu Lipschitz i Bogusława Steinhausów. Miał trzy siostry: Felicję, Irenę i Olgę. Rodzina matki pochodziła z Tarnowa, ojca zaś dopiero z początkiem XIX wieku przeniosła się z terenu Węgier do Galicji.
Bogusław kontynuował tradycje kupieckie po swoim ojcu Józefie. Posiadał w rynku jasielskim duży dom, a w nim sklep, w którym prowadził „handel kolonialny oraz skład win, wódek, rozolisów i likierów”. Był też właścicielem cegielni, a wraz z bratem Ignacym, adwokatem, założył „Towarzystwo Kredytowe”. Bardzo ciekawie obu wspólników i braci oceniał Hugo: „…Ojca bardziej cieszył piękny dzień, mały budynek, ładna jabłoń w ogrodzie, niż wysoki stan konta bankowego. (…) Stryj był typem zupełnie odmiennym. Świat miał dla niego inny aspekt niż dla Ojca. Dla niego „dom” to była hipoteka, to była suma czynszów, to był kontrakt kupna-sprzedaży. Dla Ojca „dom” składał się z fundamentów i murów, z wiązania dachowego i z ludzi, którzy zajmują mieszkania w tym domu…”.
Lata pacholęce
Dzieciństwo miał szczęśliwe. Wcześnie kupiono mu kucyka, na którym niemal codziennie odbywał wycieczki za miasto, nad rzekę lub do cegielni ojca. Chętnie wyjeżdżał do rodziny w Tarnowie. Jak mówił, ciągnęło go tam zobaczenie wojska i odwiedzenie cukierni. W domu niezmiernie lubił siedzieć przy oknie i patrzeć, co ciekawego dzieje się na zewnątrz. Do dziewiątego roku życia nie uczęszczał do szkoły, uczył się prywatnie. Następnie posłano go do czwartej klasy miejscowej szkoły ludowej. Po jej ukończeniu przyszło przywdziać mundurek gimnazjalisty.
W jasielskim gimnazjum
„…W wieku dwunastu lat moja Matka wpadła na pomysł dania mi >>Tomka Sawyera<< i opowiadań Marka Twaina w tłumaczeniu niemieckim. Zabrałem się do tej lektury bez znajomości języka i bez słownika. O niektóre wyrazy pytałem rodziców, potem rzadziej było to potrzebne. Tak nauczyłem się języka niemieckiego…”. W 1900 roku wielkim dla niego przeżyciem była wizyta w Jaśle cesarza Franciszka Józefa I związana z wielkimi manewrami wojskowymi na tym terenie. Sam władca zamieszkiwał w budynku Rady Powiatowej, zaś inni ze świty rozlokowani byli po domach bogatszych jaślan. U Steinhausów kwaterował inspektor armii.
Okres gimnazjalny Hugona obfitował w kolejne fascynacje: abstynencją (organizacja „Eleusis”), literaturą (głównie „młodopolską” i skandynawską) oraz filozofią (Nietzsche). Za ważną rozrywkę umysłową uważał szachy. Najbardziej pociągała go jednak matematyka. Każda książka z tego zakresu, która wpadła w jego ręce, frapowała go i pochłaniała.
Wreszcie nadeszła matura. Była to jeszcze „pełna” matura: z egzaminem pisemnym i ustnym z sześciu przedmiotów. Mając oceny celujące z matematyki, fizyki i historii był z nich zwolniony, a z językami: polskim, niemieckim, łaciną i greką też łatwo się uporał. Gimnazjum jasielskie ukończył w 1905 roku z odznaczeniem.
Student, „jednoroczny”, „prywatny uczony”
Po wakacjach rozpoczął studia matematyczne na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Po pierwszym roku, za namową prof. Stanisława Jollesa, wyjechał na dalsze studia do słynącego z wysokiego poziomu nauk matematycznych uniwersytetu w Getyndze, w Niemczech. Był rok 1906. Nauka szła mu świetnie, więc nie tylko uzyskał magisterium, ale i doktoryzował się (10 maja 1911 r.). Kiedy wrócił do domu, upomniała się o niego armia. Został umieszczony w szkole „jednorocznych” pułku artylerii fortecznej w Krakowie. Tam obrzydzono mu wojsko do reszty. Nie bez pewnego wybiegu znalazł się w szpitalu, by w niedługim czasie przejść „do cywila”.
„…Byłem prywatnym uczonym bez określonego zajęcia…” – wspominał po latach. Przebywał we Lwowie, Jaśle, Krakowie. W 1913 roku w biuletynie Akademii Umiejętności ukazało się kilka jego not o szeregach trygonometrycznych. Zainteresował się też poważniej sportem. Zapisał się do sekcji wioślarskiej AZS w Krakowie i pływał w „ósemce”.
Wybuch pierwszej wojny światowej zastał go w Jaśle, ale wkrótce wraz z rodziną wyjechał na Węgry, a później do Wiednia. Tam podjął pracę w Departamencie Wojskowym Naczelnego Komitetu Narodowego, a następnie jako artylerzysta Legionów Polskich wyruszył na front. Nie na długo. Pod koniec 1915 roku, kiedy od rosyjskiej kuli zginął jego brat stryjeczny, bez niczyjej wiedzy matka udała się do Ministerstwa Obrony w Wiedniu. Na jej prośbę syna zwolniono z armii. Znów mógł powrócić do matematyki.
Geniusz odkrywa … geniusza
W lecie 1916 roku na krakowskich plantach doszło do ważnego spotkania, które w ogromnym stopniu zaważyło na rozwoju polskiej matematyki. Uwagę przechodzącego tamtędy Steinhausa zwróciła dyskusja dwu młodych ludzi. Przypadkowo zasłyszane słowa: „całka Lebesgue’a” i poziom ich rozważań wprawiły go w zdumienie. Podszedł do nich i nawiązał rozmowę. Okazało się, że jego rozmówcami byli późniejsi wybitni profesorowie – Stefan Banach i Otto Nikodym.
Po wielu latach Hugo Steinhaus spotkanie z Banachem określił jako swoje największe odkrycie matematyczne. Można stwierdzić, że to właśnie on wykreował tego człowieka na geniusza matematycznego. W tymże samym 1916 roku w Krakowie wraz z grupą młodych naukowców (m.in. ze Stefanem Banachem) założył „Towarzystwo Matematyczne”. Rok później, w marcu, habilitował się we Lwowie, a w sierpniu w Krakowie wziął ślub ze Stefanią z domu Szmosz. Zamieszkali na Łyczakowie, a on pracował jako urzędnik w Ekspozyturze Odbudowy Kraju i jako docent na uniwersytecie. W 1918 roku urodziła im się córka Lidia. Po zakończeniu walk o Lwów rozpoczął dalszy etap pracy akademickiej (1920 r.).
W wirze zajęć
Został współzałożycielem „Studia Mathematica”. W 1923 roku wyszedł jej IV tom, a w nim jego praca o prawdopodobieństwie zbieżności szeregów. „…Samo zagadnienie było nowe: „znalazłem je” spacerując po ulicy Kościuszki w Jaśle…”. W tym samym roku został profesorem zwyczajnym. „Towarzystwo Matematyczne” rozwinęło się niebywale. Wraz z profesorem Banachem stworzyli tzw. lwowską szkołę matematyczną. W ramach niej istniała ścisła specjalizacja ale i duża współpraca naukowców między sobą. Chcąc podnieść poziom nauczania ograniczono liczbę przyjmowanych studentów uzależniając ją od wyniku egzaminu.
Jedna z karykatur Wielkiego Hugona.
W tym czasie był też Steinhaus kuratorem Towarzystwa Żydowskich Studentów. Jako dziekan miał dużo zajęć. A doszły nowe. Kiedy zmarł mu ojciec (1933 r.) musiał też zacząć dbać o sprawy majątkowe rodziny. W 1935 roku w delegacji Uniwersytetu Jana Kazimierza brał udział w pogrzebie Józefa Piłsudskiego. Kontynuował badania nad teorią szeregów trygonometrycznych, które później rozszerzył na teorię funkcji rzeczywistych, analizę funkcjonalną i szeregi ortogonalne. Wyjeżdżał często na zjazdy naukowe do krajów europejskich: Włoch, Francji, Szwajcarii, Niemiec. W roku 1938 wziął udział w jubileuszu „swojego” jasielskiego gimnazjum. W latach międzywojennych opublikował przeszło siedemdziesiąt prac.
Mroczne lata dwóch okupacji
Po wkroczeniu w 1939 roku Sowietów do Lwowa wprowadzili oni na uniwersytet swoich ludzi i „komórki partyjne”. Rozpoczęły się aresztowania i wywózki. Praca naukowa w takich warunkach nie był łatwa. Kiedy 30 czerwca 1941 roku przyszli Niemcy i rozpoczęli swoją okupację, sytuacja jeszcze się pogorszyła. Wraz z żoną najpierw ukrywał się w mieszkaniach znajomych we Lwowie, później opuścili miasto i udali się na tułaczkę (Zimna Woda na zachód od Lwowa, Osiczyn, Berdechów koło Gorlic, Stróże). Ukrywał się pod przybranym nazwiskiem – Grzegorz Krochmalny. Jako wybitny polski intelektualista, a nade wszystko jako Żyd z pochodzenia, był szczególnie zagrożony. Od lutego 1942 roku zaczął sporządzać zapiski naukowe: „…Nie mogłem wykonywać zupełnych prac, bo niepokój wewnętrzny nie pozwalał na zajęcie się jednym tematem, ale notowałem pomysły, które przychodziły mi do głowy…”. Utrzymywał siebie i żonę z pracy przy sporządzaniu mapek gruntowych, z korepetycji. Uczestniczył w tajnym nauczaniu.
„…W połowie grudnia 1944 roku doszły do nas wiadomości o zrównaniu z ziemią Jasła. Moja rodzina straciła cały majątek, a moje marzenia spędzenia starości w naszym domu rodzinnym zostały unicestwione. Straciliśmy nasze oparcie i we Lwowie i w Jaśle…” – wspominał później.
Przez Jasło i Kraków do Wrocławia
Po zakończeniu wojny profesor Steinhaus udał się ze Stróż przez Jasło, gdzie oglądał ruiny domu, do Krakowa. Tam został poinformowany, że ma zorganizować we Wrocławiu w nowo tworzonym uniwersytecie Wydział Matematyczno – Przyrodniczy. Wyjechał zatem do miasta nad Odrą i wraz z małżonką zamieszkał w poniemieckiej willi przy ulicy Orłowskiego. W listopadzie 1945 roku objął tam posadę dziekana, wspólnego dla Uniwersytetu i Politechniki Wrocławskiej Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii. Rozpoczął pracę. Wrocław miał się stać już do końca miejscem jego zamieszkania i działalności. Wznowił redagowanie „Studia Mathematica”, współorganizował Wrocławskie Towarzystwo Naukowe, którego w późniejszych latach był przez długi czas prezesem. Zaszły także zmiany w rodzinie. W 1948 roku w Krakowie zmarła mu matka, w 1953 roku urodziła się wnuczka.
Rodzina, członkostwo PAN, publikacje, sesje naukowe…
Profesor był z natury bardzo rodzinny. Wolne wieczory najchętniej spędzał w towarzystwie żony i najbliższych. Pani Steinhausowa, wytworna dama, bardzo pięknie grała na fortepianie. Był z niej dumny, wielokrotnie powtarzał: „Moja żona jest artystką”. Stanowili udane i zgodne małżeństwo. W międzyczasie, w 1951 roku, otrzymał Nagrodę Państwową I stopnia, a w rok później został członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Nauk. Praktycznie jednak w jej posiedzeniach nie brał udziału, gdyż polityka zimnej wojny i wasalności wobec Stalina wyparła tam problematykę naukową. Nie zabiegał o względy „elit” rządzących. Pracował w służbie nauki: „…Na konferencji fizyków w Spale w 1954 roku miałem odczyt o drugiej zasadzie termodynamiki; przeciw tej zasadzie. Dopiero we Wrocławiu dowiedziałem się, że mój odczyt należał do sekcji ideologicznej i że uznano go za „pozytywny wkład”. Było to dla mnie niespodzianką nie mniejszą od oficerskiego krzyża Polonia Restituta, który mi nadano – myślałem, że jestem immunizowany przeciw orderom…”.
Profesor Steinhaus  (fot. arch.,W: H. Steinhaus, Wspomnienia…)
Jeszcze w 1928 roku wraz ze Stefanem Banachem założył i redagował pismo „Zastosowania matematyki”. Teraz tę problematykę rozwinął. Stanął na czele grupy matematyków, których prace poświęcone zostały zastosowaniom matematyki w technice, medycynie, antropologii, antropometrii, pediatrii, stomatologii, fizyce, geografii, komunikacji, transporcie, elektrotechnice, prawie, statystyce i sporcie. Pracował nad szeregami Fouriera, operacjami liniowymi, teoriami gier i teoriami prawdopodobieństwa. Twierdzenie Steinhausa i Banacha o ciągach operacji liniowych stało się i jest do dzisiaj jednym z fundamentalnych twierdzeń analizy funkcjonalnej. Z kolei w napisanej wspólnie ze Stefanem Kaczmarzem monografii „Teoria szeregów ortogonalnych” po raz pierwszy w świecie zastosowali aparat analizy funkcjonalnej do szeregów ortogonalnych. W swych książkach popularyzował i przybliżał matematykę. Czynił to m.in. w: „Czym jest a czym nie jest matematyka” (1923 r.), „Sto zadań” (1958 r.), „Orzeł czy reszka” (1961 r.). Największe powodzenie zdobył jednak jego „Kalejdoskop matematyczny” przetłumaczony aż na dziesięć języków. Po wojnie opublikował około 180 prac.
Brał udział w sesjach naukowych, miał wykłady i odczyty w wielu ośrodkach akademickich w kraju. Wielokrotnie był zapraszany do najbardziej renomowanych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Szwajcarii, Niemczech i Czechosłowacji. Często spotykał się z kadrą inżyniersko – techniczną w zakładach pracy. Występował też w telewizji. Na przykład w 1958 roku mówił tam o teorii gier.
Honorowy Obywatel Miasta Jasła i inne honory
W 1965 roku przybył do Jasła na obchody sześćsetnej rocznicy nadania praw miejskich. Otrzymał wtedy Honorowe Obywatelstwo Miasta Jasła, które bardzo sobie cenił. Otrzymał doktorat honorowy Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1961 – 1962 pracował jako profesor Uniwersytetu of Notre Dame (Indiana, USA), a w 1966 roku na Uniwersytecie Sussex (USA).

Dyplom Hugona Steinhausa – Honorowego Obywatela Miasta Jasła (fot. z arch. SMJiRJ).

 Był, jak wspomniano, członkiem PAN i PAU oraz Akademii Nauk Ukraińskiej SRR, a także wielu towarzystw i organizacji naukowych, laureatem licznych nagród i odznaczeń państwowych. Pozostawił po sobie także bardzo ciekawe „wspomnienia i zapiski”, a wśród nich m.in. opis przedwojennego Jasła. Ten wspaniały matematyk i humanista, dobry i mądry człowiek zmarł we Wrocławiu 25 lutego 1972 roku. Spoczął na jednym z tamtejszych cmentarzy. Jego wierna towarzyszka życia, profesorowa Stefania Steinhausowa kazała wyryć w kamieniu słowa męża: „Między duchem a materią pośredniczy matematyka”.
Matematyk – humanista
Był matematykiem – filozofem, jednym z największych humanistów wśród intelektualistów nauk ścisłych. Posiadał rzadko spotykaną umiejętność formułowania celnych powiedzeń, kalamburów i aforyzmów, jak choćby: „Przed operacją lekarz zawsze umywa ręce”, czy „Mędrzec widzi w lustrze głupca, głupiec przeciwnie”. Powstał z nich zresztą „Słownik racjonalny”. Ponoć sam mistrz słowa, Julian Tuwim uklęknął przed Steinhausem, gdy usłyszał jeden z wielu jego aforyzmów: „Kula u nogi – Ziemia”. Posługiwał się piękną polszczyzną. Był wielkim purystą językowym i zapamiętale tępił chwasty w naszym języku. Był konsekwentnym zwolennikiem zasady, że imię zawsze powinno stać przed nazwiskiem. Gdy otrzymywał korespondencję zaadresowaną na: Steinhaus Hugo, odsyłał ją bez otwierania.
Był osobą bardzo punktualną. Na wykłady i zajęcia prawie zawsze szedł z sekundnikiem. Znając jego zasady kiedyś ktoś zwrócił mu uwagę, że nie usprawiedliwił swojej nieobecności na posiedzeniu prezydium Polskiej Akademii Nauk. Wówczas ten charyzmatyczny uczony z właściwym sobie wdziękiem odrzekł: „…Nie muszę usprawiedliwiać swojej nieobecności, ponieważ niektórzy członkowie Prezydium wciąż nie mogą usprawiedliwić swojej „obecności” w tym gremium…”. Taki był urodzony w Jaśle Hugo Wielki.

Tablica pamięci prof. Steinhausa w budynku I Liceum Ogólnokształcącego w Jaśle (fot. z arch. SMJiRJ).
Wiesław Hap
 

Tak wielce wyróżniał się wśród szlachty swej epoki

W tym miesiącu mija kolejna rocznica śmierci Ewarysta Andrzeja Kuropatnickiego. Był dziedzicem Tarnowca, senatorem, kasztelanem, mecenasem kultury i miłośnikiem wiedzy. O takich ludziach jak on do dziś mówi się „człowiek renesansu”. Bardzo mocno zapisał się w dziejach naszego regionu. 
Na zdjęciu: Dwór w Tarnowcu.
Herbowy „Nieczuja”
Urodził się 26 października 1734 roku w wiosce Obrowiec koło Hrubieszowa. Był synem Józefa Kuropatnickiego, kasztelanica bieckiego i jego drugiej żony Teresy Zuzanny z Kurdwanowskich. Ród Kuropatnickich wywodził się z Kuropatnik pod Brzeżanami w województwie lwowskim i używał herbu Nieczuja.
Otrzymał staranne wykształcenie. Pracowitość, talent i wrodzona inteligencja sprawiły, że mając niespełna dwadzieścia lat był już ceniony i szanowany za swój intelekt i obycie. Konsekwencją tego było powierzanie mu coraz bardziej odpowiedzialnych zadań i funkcji. I tak     w 1753 roku był już komisarzem na trybunał skarbowy w Radomiu, a dwa lata później marszałkiem sejmiku bełskiego.
Początkiem 1756 roku poślubił Katarzynę Łętowską, córkę podkomorzego, wielkorządcy krakowskiego, starosty wielickiego i bocheńskiego. Po śmierci ojca odziedziczył dobra tarnowieckie w Jasielskiem, a wykupioną od siostry wieś Nadelew w  powiecie hrubieszowskim sprzedał kilkanaście lat później i nabył za nią klucz ziemski Lipinki na terenie ziemi gorlickiej.
Poseł i przyjaciel rodziny królewskiej
Kuropatnicki był m.in. deputatem na trybunały koronne w Piotrkowie w 1762 roku i w Lublinie w 1763 roku, a po śmierci Augusta III Sasa, w okresie bezkrólewia pełnił funkcję konsyliarza konfederacji generalnej. Był także posłem województwa bełskiego na sejm elekcyjny 1764 roku i członkiem deputacji, która układała pacta conventa dla nowego władcy, Stanisława Augusta Poniatowskiego. W osiąganiu tych kolejnych stopni awansu politycznego pomogło mu też wsparcie Lubomirskich i Czartoryskich. Popierał nowego króla. Od lat przyjaźnił się też z jego bratem, Kazimierzem Poniatowskim, który był sąsiadem Kuropatnickiego. Nic więc dziwnego, że w październiku 1764 roku władca utworzył dla niego kasztelanię buską, a po dwóch latach uczynił go kasztelanem bełskim.
Znany regionalista wywodzący się z ziemi tarnowieckiej – profesor Józef Garbacik – twierdził, że Ewaryst Andrzej później został także ostatnim kasztelanem bieckim. Jednak na podstawie badań Stanisława J. Gruczyńskiego oraz po analizie wykazu kasztelanów bieckich opracowanego przez Tadeusza Ślawskiego należy uznać ten fakt za mało prawdopodobny, czy wręcz nieprawdziwy. Kolejnymi kasztelanami bieckimi byli bowiem: Stanisław Ankwicz (1764-1771), Wojciech Kluszewski (1771-1780) i Franciszek Żeliński (1780-1788). Pewne jest natomiast, że wcześniej kasztelanami bieckimi byli przedstawiciele rodu Kuropatnickich, dziadek Ewarysta Andrzeja – Jan (ok. 1710-1712), a także Stanisław (ok. 1681-ok. 1700) i Andrzej Michał (1676 – ok. 1681).
Systematycznie osiągał kolejne sukcesy w karierze politycznej. Podczas sejmu warszawskiego 1766 roku był deputatem z senatu do konstytucji, a rok później uczestniczył w walnej radzie senatu. Był zresztą ostatnim w tych stronach senatorem Polski przedrozbiorowej. W maju tego samego roku został uhonorowany przez króla Orderem Świętego Stanisława.
Tarnowiec bazą konfederatów barskich
Kiedy w czerwcu 1767 roku, już po przybyciu na stałe do Tarnowca, zmuszony został do podpisania konfederacji radomskiej, zdecydował się zerwać z polityką. Patriotyczna dusza Polaka nie pozwoliła mu w tym zamiarze wytrwać dłużej. Bowiem w okresie konfederacji barskiej mocno zaangażował się po jej stronie. Tarnowiec Kuropatnickiego był dla konfederatów na tym terenie największą bazą zaopatrzeniową. Jego właściciel przekazał oficerom kwaterunkowym wielką ilość siana i owsa dla koni oraz mnóstwo mąki, drobiu i jaj dla żołnierzy. Na rzecz konfederatów przekazał też wiele koni i bydła. Za tę ofiarność dziękował mu osobiście Kazimierz Pułaski, którego listy Kuropatnicki przechowywał w swych zbiorach. Sprawą oczywistą było też to, że ta hojność na rzecz sprawy narodowej odbiła się na gospodarce jej właściciela. Z okresem konfederacji wiąże się też jeden z utworów Kuropatnickiego pt. „Wiersz nad śmiercią J.O. księcia Kajetana Sapiehy” poległego w maju 1771 roku pod Lanckoroną. W tym czasie z Tarnowca wychodziło sporo listów informujących o losach konfederacji na terenie Galicji. Ich autorem był dziedzic tarnowiecki.
Reformator Rzeczpospolitej i poddany Wiednia
W 1772 roku w wyniku I rozbioru Polski, kiedy  te tereny znalazły się pod panowaniem austriackim, Kuropatnicki wysłał do króla Stanisława Augusta list, w którym proponował mu przeprowadzenie szeregu reform, które miały „salwować nieszczęsną Ojczyznę z agresji”. Wskazywał w nim m.in. na konieczność podniesienia podatków na wojsko, ograniczenie prywaty na sejmach, uporządkowanie administracji i skarbu. W innym liście do ostatniego króla Polski podkreślał, że na tego monarchę czeka lud galicyjski „gotowy zawsze na wezwanie”. Zapewniał władcę, że mimo rozbioru tylko jego uznaje za swojego króla. Pod koniec lat siedemdziesiątych XVIII stulecia otrzymał od niego za tę lojalność zaszczytny Order Orła Białego.
Stopniowo Kuropatnicki nabierał jednak przekonania, że dla dobra regionu i jego mieszkańców, koniecznym i jedynie słusznym staje się przyjęcie postawy lojalności wobec dworu wiedeńskiego. Dlatego wystąpił do władz austriackich o przyznanie mu tytułu hrabiowskiego, który otrzymał w 1779 roku od cesarzowej Marii Teresy. Po dwóch latach zrezygnował z urzędów kasztelańskich. W 1782 roku jego nazwisko znalazło się w księdze magnatów galicyjskich. Po wejściu do stanów galicyjskich pracował nad odbudową i podniesieniem stanu gospodarczego tej części państwa, dla niego będącej wciąż ziemią polską.
Chcąc ugruntować swoją pozycję zabiegał w 1781 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim o przyznanie mu stopni doktorskich z filozofii, prawa i teologii. Ten cel mu się nie powiódł, ale rok później został wpisany w skład jej członków honorowych. Był także członkiem Akademii Zamojskiej.
Światły gospodarz, człowiek pobożny
Na tle szlachty galicyjskiej Kuropatnicki wyróżniał się rozsądną i przemyślaną polityką gospodarczą, był szanowany i ceniony jako dobry i światły gospodarz. Chociaż mawiał swoim poddanym chłopom, że dla nich „Pan Bóg jest w niebie, a Kuropatnicki w Tarnowcu”, to także i we własnym interesie traktował ich bardzo humanitarnie i niepotrzebnie ich nie gnębił. Włączał się też w działalność charytatywną i wspierającą potrzebujących, m.in. nigdy nie żałował środków na fundację szpitala dla ubogich w Jaśle.
Kuropatnicki i jego światła żona Katarzyna byli bardzo pobożni. Ufundowali kościoły w Tarnowcu i w Lipinkach oraz cerkiew w Rozdzielu, wspierali darowiznami klasztory jezuickie. Najwięcej uwagi i serca okazywali miejscowej parafii tarnowieckiej. To właśnie dzięki staraniom  Kuropatnickiej wierni tej parafii zawdzięczają fakt zakupu w 1786 roku przez księdza Walentego Karwowskiego Cudownej Statuy Matki Bożej, którą uratowano ze zgliszcz jasielskiego klasztoru karmelitańskiego. Po umieszczeniu jej w 1789 roku w tarnowieckim kościele, zaczęły tam przybywać coraz liczniejsze i częstsze pielgrzymki z terenu ziem polskich, a także z Węgier i Słowacji, czyli jak wtedy mówiono – z Górnych Węgier.
Tarnowiec prężnym ośrodkiem kultury
Państwo Kuropatniccy z dworu tarnowieckiego uczynili promieniujący na całą okolicę prężny ośrodek kulturalny. Bardzo często urządzali tam spotkania towarzysko-kulturalne. Podczas nich słuchano występów dworskiej kapeli i innych muzyków, dyskutowano na tematy kulturalne, naukowe i polityczno-społeczne, a nawet wystawiano sztuki teatralne. Mimo utraty niepodległości podejmowali udane próby podtrzymywania polskości i jej kultury.
Jeszcze na dwa lata przed pierwszym rozbiorem Kuropatnicki zakupił od krośnieńskich jezuitów sporą część ich bogatej biblioteki. W kolejnych latach znacznie ją powiększył. Otrzymał nawet zgodę papieską na gromadzenie dzieł zakazanych przez Kościół. Zebrał łącznie ponad trzy tysiące książek z różnych dziedzin. W tym prawie całość dzieł polskiej literatury oświeceniowej. Ponadto udało mu się zgromadzić wiele cennych rękopisów oraz gazet z lat 1759-1782. Bardzo chciał, by zbiory tarnowieckie przekształcić w fundację narodową i ogólnodostępną.
Naukowe pasje Ewarysta i Katarzyny
Był pasjonatem wiedzy z różnych dziedzin. Obok zainteresowań bibliofilskich zgłębiał  tajniki geografii i heraldyki. Najpierw na język polski przełożył z niemieckiego księgę Antoniego Fryderyka Büschinga „Geografia Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego”, a później, w latach osiemdziesiątych XVIII wieku napisał swe największe dzieło pt. „Geografia albo dokładne opisanie królestw Galicji i Lodomerii”, które zostało wydane w 1786 roku w Przemyślu. Oceniono je jako pierwszy nowoczesny opis geograficzny i statystyczny tej części ziem polskich. Z kolei jego znaną pracą z zakresu haraldyki był herbarz „Wiadomość o klejnocie szlacheckim oraz herbarz domów szlacheckich w Koronie Polskiej i Wielkim Księstwie Litewskim”, wydany już po śmierci autora, w Warszawie w 1789 roku. Oprócz wymienionych prac Kuropatnicki pozostawił po sobie jeszcze sporo utworów poetyckich, opowiadań, zapisków, w tym także o charakterze kronikarskim dotyczących dziejów Tarnowca. Równie duże zainteresowania literackie wykazywała jego żona Katarzyna. Przetłumaczyła ona z języka francuskiego „Listy pani Du Montier” Marii Le Prince de Beaumont. Była także autorką wierszy o tematyce religijnej, obyczajowej i pedagogicznej. Wydała kilka broszur z tymi utworami, w większości jako tłumaczenia z francuskiego.

Tarnowiec w „Opisie Galicji i Lodomerii” 
Dzieci
Kuropatniccy mieli piątkę dzieci. Troje z nich zmarło w dzieciństwie, a przeżyli – córka Agata Konstancja i syn Józef Ksawery. W wychowanie tego ostatniego przedstawiciela rodu (nie ożenił się podobnie jak nie wyszła za mąż siostra i jak ona nie miał dzieci) ojciec włożył sporo serca i starań. Ciekawa była jego instrukcja wychowawcza skierowana do syna, którego celem edukacji oddał do pijarów w Rzeszowie, zebrana w punktach pt. „Krótkie napomnienie od kochającego ojca dane ukochanemu synowi … przy odjeździe na nauki do konwiktu rzeszowskiego Scholorim Piarum anno 1776. W jednym z punktów zapisał: „Względem niższych, urodzeniem, majątkiem y wiekiem nigdy nie pogardzać, ale iako bliźnich mieć na uwadze, y ich mozność kaze bydź im yzytecznym …”. Polecał mu też aby uczył się języków, studiował historię, geografię i arytmetykę oraz ćwiczył się w grze na klawikordzie. Chciał, by syn stał się człowiekiem wszechstronnie wykształconym, dobrym i przyzwoitym.
Złożony w ukochanej ziemi
Schyłek pracowitego i bogatego w wydarzenia życia Ewarysta Andrzeja upłynęły na gospodarowaniu i pisarstwie. Kres jego dni nastąpił po krótkiej chorobie, 21 lutego 1788 roku. Zmarł w swoim dworku w Tarnowcu w wieku niespełna 54 lat. Został pochowany w miejscowym kościele parafialnym, złożony w swej ukochanej ziemi.
Kuropatniccy opuszczają Tarnowiec
W 1797 roku, po śmierci żony, ich jedyny syn Józef Ksawery, podkomorzy i szambelan austriacki, członek i deputat stanów galicyjskich, zamienił z rodziną Pilińskich Tarnowiec na wioskę Jasień w Gorlickiem. Sam zamieszkał w Lipinkach, gdzie przeniósł większość tarnowieckiego księgozbioru. Resztę zbiorów sprzedał Antoniemu Stadnickiemu ze Żmigrodu.      W kolejnych latach wiedząc, że na nim ród wygasa, stopniowo je przekazywał , m.in. Bibliotece Towarzystwa Naukowego w Warszawie. Po jego śmierci większość zbiorów trafiło do Biblioteki Uniwersyteckiej we Lwowie i do tamtejszej Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Dzięki temu marzenia Ewarysta Andrzeja Kuropatnickiego, by dorobek jego życia służył całemu narodowi polskiemu w dużej mierze się spełnił…
Wiesław Hap
/ms/

Młodzi Jaślanie też potrafią opowiadać o tamtych czasach

Nagle obudziły się we mnie wątpliwości. Może wojna to nie tylko cyfry – „rozstrzelano około stu osób”. Co znaczy około? Sto jeden? Sto dwa? Może tym „zaokrąglonym” był mały chłopiec, który nie mógł się doczekać, kiedy pójdzie do szkoły, miał już wszystkie książki i zeszyty, nowiutki tornister i zanim poznał literki, zginął? – to fragment opowiadania Adama Bełdy. Młody literat na podstawie relacji swych bliskich, stworzył publikację, która pod wieloma względami zaskakuje. Czym? – przeczytajcie, przekonacie się sami. A z pewnością dowodzi, że również młodzież bardzo ciekawie potrafi opowiedzieć o czasach wojny.
Praca powstała pod kierunkiem Ewy Pietraszek, nauczycielki historii, Członka Zarządu Stowarzyszenia Miłośników Jasła i Regionu Jasielskiego. Zdobyła uznanie zajmując czołową lokatę w prestiżowym konkursie. Oto opis tego projektu pióra Ewy Pietraszek.
W 2005 roku w 60 rocznicę zakończenia II wojny światowej  Gazeta Codzienna Nowiny i Narodowy Bank Polski w Rzeszowie   zorganizował konkurs „Historia mojego dziadka”. Ponieważ od  kilku lat moi uczniowie poznają historię II wojny światowej na przykładzie losów swoich najbliższych udało mi się zgromadzić dość pokaźny zbiór tych uczniowskich wypracowań. Dlatego też za zgodą uczniów i ich rodzin postanowiłam kilka najciekawszych  prac  zgłosić do udziału w konkursie. Mój cel jakim jest zainteresowanie uczniów historią, a zwłaszcza tą najbliższą, w pełni się powiódł, gdyż z każdym rokiem prace uczniów są coraz ciekawsze i lepiej opracowane. Najważniejsze jest natomiast to, że w kilku przypadkach dosłownie w ostatniej chwili  udało się nam ocalić te bezcenne wspomnienia, bowiem  rozmówcy moich uczniów już odeszli na tę drugą stronę.  Praca Adama Bełdy zajęła miejsce III,  a pozostałe otrzymały wyróżnienie.
Ewa Pietraszek. Fotografia z portalu www.wirtualnejaslo.pl .
Poniżej publikujemy w formie PDF wypracowania konkursowe wszystkich uczniów – uczestników konkursu:
Adam Bełda: Miasto, którego nie było …
Małgorzata Fijałka: Moja rodzina w czasach okupacji .
Karolina Krumin:  Moja rodzina w czasach II wojny światowej .
Piotr Mastalerz: Moje wspomnienia z okresu wojny.
Monika Mordawska: Jak została wyzwolona moja miejscowość .
Na pierwszym zdjęciu Adam Bełda podczas spotkania w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Jaśle, które odbyło się w grudniu ub.r. w ramach Klubu Powiększania Wyobraźni, po wydaniu debiutanckiej powieści fantastycznonaukowej „Edgar”. Zdjęcie z portalu jaslonet.pl . 
 

Styczeń 1945 roku – czas dla Jaślan szczególny

Wspomnijmy styczeń 1945 roku. Coraz mniej wśród nas Jaślan pamiętających tamte dni, a był to czas szczególny. Przez Jasielskie przetoczył się front i mieszkańcy miasta i wielu wsi, po kilku miesiącach życia na wysiedleniu, mieli wreszcie możliwość powrotu do domów. Zastawali mieszkania zniszczone, a jeśli nie, prawie zawsze  ograbione z wszystkiego co miało jakąkolwiek materialną wartość. W czasie wysiedlenia Jaślan doszczętnie zniszczone zostało Jasło – miasto, które przed wojną szczyciło się piękną architekturą i ogrodami. W najbliższym czasie opublikujemy tu kilka prac, m.in. wspomnienia ludzi, którzy przeżyli tamten tak trudny czas.
Zapraszamy też Państwa do przesyłania własnych wspomnień z tego czasu albo wspomnień swoich bliskich, lub innych materiałów związanych z tym tematem. Ta strona jest miejscem do tego rodzaju publikacji.

Na początek przypomnimy fragment wspomnień Władysława Mendysa, spisanych w 1977 r., opublikowanych w książce „Wspomnienia o Jaśle 1939-1960”. Publikacja ta w całości dostępna jest na naszej stronie, w formie pdf. Aby do niej dotrzeć kliknij tutaj Wspomnienia o Jaśle.
Władysław Mendys w tym czasie miał 40 lat. Po 17 stycznia, jak większość ludzi, wracał do Jasła z zachodu, od Niegłowic. Przebył Wisłokę przechodząc po prowizorycznej kładce z desek, właśnie ułożonej przez żołnierzy,  docierając do miasta, właściwie to do jego ruin.
Na zdjęciu zarządzenie starosty niemieckiego Waltera Gentza nakazujące Jaślanom opuszczenie miasta. Do piątku 15 września, do godz. 18 miasto musiał opuścić każdy cywil. Zatem, przez ponad 4 miesiące jesieni i zimy Jaślanie musieli przebywać poza swoimi domami.
„Już po pierwszych krokach ogarnęło mnie jakieś zadziwienie, a następnie zaniepokojenie i lęk. Wzrok był przyzwyczajony do tego, że po przebyciu mostu widziało się od lat po lewej stronie drogi najpierw dom dróżnika Błażeja Myśliwca, obok niego dom Habera z charakterystycznym gankiem, prowadzącym bezpośrednio z ulicy wprost na pierwsze piętro, a dalej, w miejscu gdzie droga wznosi się nad górką, dawną karczmę Klominka z ogromną sienią zajezdną, a obok niej dom B. Cisły, gdzie mieścił się bar. Obecnie wszystkie te budynki zniknęły, a na ich miejscu pozostały dymiące zgliszcza. W miarę dalszego posuwania się ulicą ogarniało mnie coraz większe przerażenie i groza. Wszystkie domy były wypalone bądź zburzone i w powietrzu unosił się swąd i czad po pożarze. Gdziekolwiek się człowiek zwrócił, wszędzie wzrok napotykał czarne, zwęglone zgliszcza i stosy gruzów.
Zapuściłem się w stronę rynku, lecz ulice prowadzące do śródmieścia zawalone były wysokimi zwałami gruzu z wysadzonych w powietrze kamienic, w których tkwiły gdzieniegdzie dymiące się jeszcze belki. Uczucie grozy potęgowała upiorna cisza, przerywana tylko chrzęstem blach porozrywanych rynien i dachów. I nigdzie żywego człowieka. Całe miasto zmieniło się w jedno wielkie cmentarzysko.”
Na zdjęciu Władysław Mendys (1899-1996). Adwokat, działacz społeczny. Absolwent szkoły Ludowej i Gimnazjum w Jaśle. Żołnierz c.k. armii w czasie I wojny światowej oraz Wojska Polskiego w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. Po II wojnie światowej wiceburmistrz Jasła, radny miejski, powiatowy i wojewódzki. Członek chóru „Echo” i teatru amatorskiego. Pierwszy przewodniczący SMJiRJ. Biogram we wspomnianej publikacji.
W publikacji „Wspomnienia o Jaśle 1939-1960” znajdują się prace następujących osób:

  • Władysław Mendys,  Wspomnienia o Jaśle w dniach zagłady i powracania do życia,
  • Marian BernackiMoje wspomnienia o Jaśle,
  • Jan SobotaJasło w latach okupacji niemieckiej,
  • Stanisław PetersJasło – miasto śmierci.

Ponadto,  wykaz ulic Jasła oraz domów i właścicieli na31 sierpnia 1939 r. opracowane przez Aleksandra Ernesta Krementowskiego. Przedmowa pióra Felicji Jałosińskiej, recenzja Alfred Sepioł.
Budynek Starostwa stoi w tym samym miejscu co przed wojną. Pomyśleć, że w czasie II wojny światowej został całkowicie zburzony. Jaślanie powracający z wysiedlenia zastali w tym miejscu kupę gruzu … 

/ms/